Popełniłam ławeczkę do oranżeryjnego kompletu:).
Jakoś tak dziwnie wychodzi, że na razie więcej mebli w tej mojej oranżerii niż roślin, ale i do nich też kiedyś dojdziemy - planuję jeszcze krzaczki pomidorków koktajlowych i ostrej papryczki w doniczce, a jak mnie najdzie prawdziwa wena - drzewko różane;)...
Z "martwej natury" ma być jeszcze kocyk na ławeczkę (kupiłam igły do frywolitek - ale na razie oswajam się z ich rozmiarem:)) i skrzyneczki lub drabinka - do ustawienia planowanych roślinek na różnych poziomach:).
A na razie zapraszam do oglądania mojego najnowszego wyrobu - całość wykonana z balsy i listewek sosnowych, woskowana:)...
Wczoraj w nocy zrobiłam swoje pierwsze podejście do prawdziwie miniaturowych kwiatów.
W zamierzeniu miały to być róże, które pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa - rosły na działce u mojej Babci i cudownie pachniały, szczególnie po deszczu...
Nie mam pojęcia co to była za odmiana - a moje niewprawne dłonie i czas również zrobiły swoje i wypaczyły zapewne ich obraz.
No cóż - pierwszą próbę uważam za zakończoną, pora na kolejne, mam nadzieję, że lepsze;).
Róże - na razie w wazonie, docelowo planuję "wysadzić" je do jakiejś doniczki i przenieść do oranżerii - zapraszam do oglądania:).
Dostałam dzisiaj niesamowity prezent - niesamowity, bo nie dość, że hojny i piękny to podarowany ze szczerego serca i totalnie bezinteresowny.
Autorką mojej radości jest nieoceniona Ania z bloga minimaniabyania - Aniu, pięknie dziękuję, sprawiłaś mi ogromną przyjemność!:))))))
Nie wiem co jeszcze mogłabym powiedzieć, chyba nie do końca jeszcze ochłonęłam - cieszę się jak dzieciak!:)
Zresztą sami zobaczcie - niestety zdjęcia nie oddają w pełni piękna kwiatów - ani światło, ani aparat, ani operator kamery nie ten;)
Rozładunek - ręce mi się trzęsły z wrażenia;)...
Nie mam pojęcia jak można wykonać coś tak misternego...
Moje ulubione:)