Ostatnio, dodatkową motywację dał mi mój mąż, który nieprzyzwoicie wprost entuzjastycznie zachwycał się tulipanami i kwiaciarnią na jednym z blogów które podglądam;)...
Okazja nadarzyła się po Świętach - korzystając z faktu, iż Dzieć urlopuje się u Dziadków - wyciągnęłam mój osprzęt do produkcji witraży i oto ona - wiktoriańska oranżeria, a właściwie to jej główna część.
Do zrobienia pozostała mi jeszcze podłoga - waham się pomiędzy czarno-białą szklaną mozaiką i płytkami terakotowymi, no i oczywiście całe "wyposażenie" - jak dla mnie to praca na kilka miesięcy.
Ale to nawet dobrze się składa - mam nadzieję, że do tego czasu pojawi się już u mnie nowa lokatorka dla której oranżeria powstała;).
Skala to coś pomiędzy 1/10-1/12, uchylane drzwi, całość wykonana ze szkła (zwykłego i katedralnego) w technice "tiffany".
Zapraszam do oglądania:).
A tutaj ciekawostka - mój "warsztat" pracy;)...
Podziwiam!!!!! Jest fantastyczna. Cuuuudowna!! I na dodatek zrobiłaś ją sama! No kocham ją! I Ciebie też kocham <3 A męża pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:) - lubię pracować ze szkłem, wbrew pozorom nie jest to wcale trudne, a efekt fajny.
UsuńNie ma to jak odwzajemnione uczucie;)
Mąż bardzo się ucieszył i też pozdrawia (chyba muszę przywołać go do porządku;))
:)
Usuńwitrażówki zawsze przyciągają oko ;D
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten moment kiedy już udaje mi się wypłukać resztki szkła z włosów i oczu po szlifowaniu;) i mogę przystąpić do lutowania...
UsuńZawsze jestem zdziwiona jak szybko pojawia się efekt:)